Nie taka dwujęzyczność straszna, jak ją malują

Dziś specjalistów od wszystkiego mamy na pęczki. Również specjalistów od JĘZYKA i DWUJĘZYCZNOŚCI. Przeglądając popularne strony i portale, widzę, że roi się tam od “dobrych rad” i definicji dwujęzyczności, o jakich nie śnił nawet Grosjean, Baker czy Chomski… Poniekąd nie ma w tym nic dziwnego, że jako użytkownicy języka czy rodzice wychowujący pociechy poza Polską  dzielimy się swoimi doświadczeniami. Warto jednak pamiętać, byśmy większą wagę przywiązywali do tego, kto i co nam radzi w kwestiach językowych, zwłaszcza jeśli chodzi o dwujęzyczność naszych dzieci. To trochę jak z autami czy zdrowiem – możemy sobie podyskutować o tym i owym, ale jeśli (odpukać!) przyjdzie co do czego, to lepiej zgłosić się do specjalisty, niż słuchać porad wirtualnej koleżanki!

Dziś kilka słów o tym, co krąży w różnych zakątkach internetu o dwujęzyczności i języku polskim za granicą…

 

“Dwujęzyczny – perfekcyjny w obu językach”

Od lat pewien mit wpędza rodziców w  wątpliwość “czy moje dziecko jest dwujęzyczne”… Mit ten głosi, że dwu/wielojęzyczność to idealne opanowanie dwóch/kilku języków. Nic bardziej mylnego! Aby być nazwanym osobą dwu-/wielojęzyczną, nie trzeba być “chodzącym słownikiem”, nie trzeba znać obu języków na tym samym poziomie. Dwujęzyczność wyrównana to raczej teoretyczny ideał, niezwykle rzadko spotykany w praktyce. Zazwyczaj jeden z języków dominuje, tzn. osoba dwujęzyczna posługuje się nim lepiej, a zatem też chętniej. Jest tak dlatego, że języki osoby dwu-/wielojęzycznej spełniają w jej życiu określone funkcje, np. język A służy do komunikacji z mamą, język B z tatą, a język C jest językiem otoczenia (w szkole, poza domem). Dominacja językowa zmienia się w zależności od aktualnej sytuacji życiowej. (Więcej na ten temat: Dwujęzyczny z definicji)

 

“Polski trudna języka!”

Zewsząd słyszę, że polski jest takim trudnym językiem, co w rozumieniu niektórych ma bezpośredni wpływ na dwujęzyczność czy rozwój języka u dzieci. Tutaj pojawiają się dwie sprawy do rozwiązania: 1. rozwój mowy polskich/polonijnych dzieci, 2. czy polski jest rzeczywiście trudny.

ad. 1

Proszę teraz ręka w górę wszyscy ci, którzy wychowywali się w języku polskim i zaczęli mówić skończywszy lat siedem, a budować zdania dopiero w wieku lat trzynastu… Drodzy Państwo, jeśli polski byłby taka “trudna języka”, to polskie dzieci zaczynałyby mówić o wiele później niż angielskie, bo angielski jest taki “łatwy”… Czy tak jest? Oczywiście, że nie. Rozwój języka przebiega tak samo u dzieci na całym świecie, a wyznaczone normy/progi są ustalane bez względu na język czy pochodzenie malucha. Tak więc w tym samym momencie powinny dzieci polskie, angielskie czy chińskie zacząć gaworzyć, w tym samym wieku powinny zacząć mówić pierwsze słowa, w tym samym budować pierwsze dwuwyrazowe zdania. To samo tyczy się dzieci dwu-/wielojęzycznych! Dwujęzyczność nie powoduje opóźnienia rozwoju mowy, nie powoduje jej także to, że do dziecka mówi się po polsku, a polski “jest trudny”. Jeśli coś niepokojącego pojawia się w rozwoju mowy dziecka polonijnego, powinniśmy zasiągnąć rady specjalisty, to znaczy logopedy, który wie, z czym się “je” dwujęzyczność.

ad. 2

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. To, czy dany język jest trudny, zależy przede wszystkim od tego, z jakiej perspektywy (językowej) nań patrzymy, tzn. od tego, jaki jest nasz pierwszy język (ojczysty). Dla Anglika łatwiejszy do nauczenia się będzie niemiecki niż polski, ponieważ angielski i niemiecki należą do grupy języków germańskich, są zatem ze sobą spokrewnione i stukturalnie podobne. Ukraińcowi czy Słowakowi łatwiej natomiast będzie nauczyć się polskiego niż angielskiego, bo polski jest, tak jak słowacki i ukraiński, językiem słowiańskim. A zatem wszystko zależy od naszej perspektywy. Oczywiście, nie zaprzeczę, że pod względem morfologii (odmiany, słowotwórstwa) czy składni polski bije na głowę angielski i jego ubogość form fleksyjnych, ale nie ma to większego znaczenia dla dziecka, które słyszy ten język od najmłodszych lat i w nim poznaje otaczający świat. Pamiętajmy, że nauka i przyswajanie to dwa różne procesy (zobacz: Przyswajanie a nauka języka u dzieci dwujęzycznych). Przyswajanie to naturalne opanowywanie języka, tzn. dziecko zapamiętuje nowe wyrazy i struktury gramatyczne, kiedy ma kontakt z danym językiem w SYTUACJACH NATURALNYCH, np. w tym języku zwraca się do niego mama. Nauka to działanie świadome, wymagające wysiłku intelektualnego, np. zapamiętywanie odmiany czasownika polskiego, nauka angielskich czasowników nieregularnych itp. Język ojczysty (lub języki ojczyste – w przypadku dwujęzyczności równoczesnej, BFLA) przyswajamy w pierwych latach życia, a później się go UCZYMY w szkole, gdzie uzupełniamy wiedzę o języku (np. nazwy części zdania) i doskonalimy nasze umiejętności językowe (czytania, pisania, mówienia). Dzieci polskiego pochodzenia wychowywane za granicą przyswajają naturalnie zarówno język polski, jak i język otoczenia, jeśli mają z nimi wystarczająco dużo kontaktu. To znaczy, że dziecko, do którego rodzic zwraca się w domu po polsku, będzie opanowywało ten “trudny język” bez żadnego wysiłku, naturalnie i bezwiednie. Wysiłek potrzebny jest wtedy, kiedy uczymy się jakiegoś języka jako obcego.

 

“Dwujęzyczność to mordęga i obciążenie dla dziecka”

Słyszę nieraz, jak to dzieci dwujęzyczne są przemęczone, jakie to obciążenie dla ich mózgów, że mają do czynienia z dwoma językami. Bzdura! Dzieci dwu-/wielojęzyczne nie muszą wkładać żadnego wysiłku w opanowanie kominikatywnego polskiego, kiedy jest on językiem ich otoczenia, np. w domu jedno lub oboje rodzice rozmawiają w tym języku z dzieckiem. Wysiłek pojawia się wtedy, kiedy chcemy NAUCZYĆ polskiego KILKU(NASTO)LETNIE dziecko, do którego od pierwszych dni wszyscy (też rodzice) zwracali się w innym języku. Takie dziecko może się buntować, bo język polski, czy jakikolwiek inny język, jest wówczas językiem obcym. Takie dziecko zna już inny język, w którym myśli i komunikuje się z otoczeniem. “Dlaczego nagle mama mówi do mnie w innym języku? Ja nie umiem w tym języku powiedzieć, że…” – takie i inne myśli chodzą po głowie kilkuletniego dziecka, którego polscy rodzice po latach zdecydowali się rozpocząć naukę polskiego albo “wrócić” do polskiego, bo z różnych powodów kiedyś zrezygnowali. To nie znaczy, że się nie uda, ale może być ciężko! Możliwe, że osiągnięcie celu będzie Was (rodziców i dzieci) kosztowało wiele nerwów, stresu i łez. Lepiej zacząć mówić do dziecka w swoim języku jak najwcześniej (i się nie poddawać). Im wcześniej dziecko będzie miało kontakt z polskim, tym większe szanse na bezstresowe opanowanie polskiego i na wczesną dwujęzyczność. Pamiętajmy, że dzieci dwujęzyczne przechodzą przez różne etapy, mogą się buntować, mogą się wstydzić używać polskiego, bo nie jest to język kraju zamieszkania, tzn. rówieśników. Ale to my, rodzice, jesteśmy od tego, by takim sytuacjom starać się zaradzić lub chociaż wiedzieć, że nie warto rezygnować, kiedy jest ciężko, bo ten etap w końcu minie. Pod tym względem to jednak dwujęzyczność może być “mordęgą”, ale dla strudzonego rodzica. Dla dziecka to zawsze są korzyści, nawet jeśli samo jeszcze tego nie dostrzega.

 

“Polska szkoła to odbieranie dzieciństwa”

To już ostatnia “złota myśl”, z którą chciałabym się dziś zmierzyć. Czy wakacje w Polsce to dla Was “odbieranie wakacji” dziecku, bo zwiedza Polskę i spędza czas z rodziną zamiast wylegiwać się na złotych piaskach Hiszpanii? Dla mnie polska szkoła to synonim polskiej wspólnoty. Bo wokół szkoły skupia się cała społeczność polonijna z regionu – to tu świętuje się Wigilię, Dzień Niepodległości czy Dzień Babci. Wiem, że szkoły są różne, że to czas wolny (zazwyczaj sobota), ale to nigdy nie jest odbieranie dzieciństwa, bo tam dziecko spędza czas w gronie rówieśników! Po latach nie pamięta wczesnej pobudki, ale pamięta wesołe chwile, pamięta znajomych i przyjaciół, ludzi, których tam poznał, z którymi czuł coś wspólnego – to coś, co po latach nazwie “polskością” lub polskim pochodzeniem.

Słyszę i czytam też opinie typu “po co nam polska szkoła, przecież mówię do dziecka po polsku”. Ani tożsamości ani języka nie da się budować w czterech ścianach, potrzeba kontaktu z rówieśnikami, zwłaszcza jeśli dziecko jest już w wieku 3 lat i powyżej. Dzieciom w wieku przedszkolnym potrzebna jest polska szkoła, by rozwijać mówienie; dzieciom w wieku szkolnym, by uczyć się czytać i pisać (a dzięcki temu też doskonalić mówienie).  A dla dzieci w każdym wieku jest korzystna, jeśli chodzi o kształtowanie znajomości własnych korzeni, poczucia wspólnoty, budowania tożsamości. (Więcej o korzyściach z nauki w polskiej szkole sobotniej tu: Polska szkoła sobotnia – dlaczego WARTO?) Na koniec przypomnę to, co powtarzam do znudzenia: kontakt w polskim językiem i polską kulturą jest niezbędny, by dzieci dorastające za granicą czuły się w Polsce jak u siebie, a nie jak turysta.

 

Nie dajmy się zwariować!

Najlepszym, co w mojej opinii możemy zrobić dla naszych dwujęzycznych dzieci, jest korzystanie z fachowej wiedzy o dwujęzycznosci i pozostawanie pozytywnym przykładem. Pozytywne nastawienie wobec obu języków, wobec obu krajów (pochodzenia i zamieszkania) oraz wobec samej dwujęzyczności pomoże wzbudzić w dziecku szacunek dla języka dziedziczonego i języka kraju zamieszkania, co wplywa ma chęć używania obu języków (zob. Dzieci “dziedziczą” postawy rodziców względem kraju pochodzenia i kraju zamieszkania). Warto też rozmawiać z dziećmi o języku i o dwujęzyczności, znać ich postawy wobec obu języków, być świadomym ilości i jakości kontaktu z obydwoma językami (zobacz: Dwujęzyczna dieta dziecka, czyli planowanie kontaktu dziecka z językiem mniejszości).

Artykuł pochodzi ze strony www.bilingualmind.com

Leave Your Reply